– Zaledwie jedna miesięczna pensja dzieli wielu Polaków od bankructwa po utracie pracy. Powodem jest to, że nie oszczędzamy i nie inwestujemy – twierdzi dr Michał Masłowski, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. Sytuacja jednak stopniowo się poprawia, a mieszkańcy naszego kraju przez wysoką w ostatnich latach inflację przechodzą przyspieszony kurs inwestowania. Rynek kapitałowy nie jest wciąż popularnym wyborem inwestorów, choć wraz z coraz szerszym dostępem do rynków zagranicznych liczba chętnych powinna rosnąć.
Jak wynika z badania „Poziom wiedzy finansowej Polaków 2024”, realizowanego na zlecenie Warszawskiego Instytutu Bankowości i Fundacji GPW, na przestrzeni ostatnich lat widać, że świadomość potrzeby oszczędzania i inwestowania stopniowo rośnie. Potrafimy także odróżnić te dwa terminy i wskazać ich mocne oraz słabe strony.
– Bardzo pomogła nam tutaj inflacja. Do tej pory, jak mieliśmy przez całą zeszłą dekadę bardzo niską inflację, w okolicach 1, 1,5, 2 proc. maksymalnie, a nawet był moment z deflacją, to praktycznie nie musieliśmy inwestować. Trzymanie pieniędzy na ROR-ze wystarczało. Inflacja bardzo brutalnie nas zmusiła do tego, że jednak bardzo wiele osób się zorientowało, że nie wystarczy pieniędzy chomikować na koncie, tylko trzeba zacząć inwestować – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Michał Masłowski. – Polacy w ostatnich dwóch–trzech latach, przez pandemię i wojnę, przechodzą przyspieszony kurs inwestowania. Coraz bardziej odróżniają oszczędzanie od inwestowania, a wysoka inflacja zmusza nas do tego, żeby to odróżniać.
61 proc. badanych uważa, że doświadczenia ostatniego roku powinny skłonić ich do regularnego oszczędzania. Prawie połowa twierdzi, że musi dywersyfikować odłożone środki. Konieczność ograniczenia wydatków deklaruje 33 proc. Podobny odsetek zwraca uwagę na to, że konsumenci muszą bardziej myśleć o swojej przyszłości (30 proc.). Badania pokazują więc, że w obszarze oszczędzania i inwestowania mamy jeszcze wiele do zrobienia i to – zdaniem wiceprezesa SII – jest negatywny aspekt polskiego rynku.
– Polacy niestety nie oszczędzają i nie inwestują, to się poprawia z biegiem lat, ale wciąż na podstawie różnego rodzaju badań widać, że bardzo duża część społeczeństwa, i to grube kilkadziesiąt procent, nie ma żadnych oszczędności. Często to jest odległość jednej pensji od bankructwa, które może wystąpić tam po utracie pracy – mówi Michał Masłowski.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest nie tyle finansowa krótkowzroczność, co brak wiedzy, np. w obszarze inwestowania na giełdzie. Uczestnicy ankiety bardzo nisko ocenili swoją wiedzę na temat zasad działania Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Tylko 12 proc. uważa, że posiada dużą wiedzę w tym zakresie. 55 proc. ocenia ją jako bardzo i raczej małą. Co czwarty badany twierdzi, że nie ma żadnej wiedzy o giełdzie. W tym gronie dominują osoby najsłabiej wykształcone. Na przeciwległym biegunie są absolwenci uczelni wyższych oraz osoby w wieku 45–54 lata. Niewiele wiemy także o instrumentach giełdowych: 70 proc. badanych nie wie, czym są akcje, a jedynie o nich słyszało. Podobnie jest w przypadku obligacji (62 proc.). Trzy czwarte ankietowanych nigdy nie słyszało o opcjach, a blisko 4/5 o kontraktach terminowych czy ETF.
– Poziom wiedzy Polaków na temat rynku kapitałowego, inwestowania na rynkach kapitałowych niestety nie jest zbyt wysoki. Plus do tego jest cała masa wydarzeń z historii, takich jak chociażby drugi rozbiór OFE, niefortunne wypowiedzi polityków tudzież bardzo niefortunne zarządzanie spółkami Skarbu Państwa przez polityków, które powodują, że rynek kapitałowy w Polsce nie ma dobrej marki, nie ma dobrego wizerunku – ocenia ekspert.
Z badania wynika, że dwóch na trzech ankietowanych nie inwestuje na giełdzie, ponieważ boi się strat. Najczęściej taką odpowiedź udzielały osoby w wieku 35–44 lata. Inną barierą wskazywaną przez respondentów jest lęk przed ryzykiem (65 proc.) oraz wspomniany już brak wystarczającej wiedzy, o czym wspomniała prawie połowa uczestników ankiety (45 proc.). Polacy wolą aktywność np. na rynku nieruchomości, na którym w ostatnich latach notowane były stosunkowo wysokie stopy zwrotu.
– Polacy inwestują tam, gdzie widzą wysokie stopy zwrotu. Na rynku nieruchomości mieliśmy w ostatnich kilkunastu latach wspaniałą passę, wspaniałą dekadę wzrostu cen nieruchomości, a zwłaszcza w ostatnim roku–dwóch. Polski rynek kapitałowy w ostatnich kilkunastu latach nie dał nam solidnie zarobić – podkreśla Michał Masłowski. – Te stopy zwrotu i brak solidniejszej hossy od kilkunastu lat na polskim rynku z pewnością nie zachęca nas do powszechnego inwestowania. Gdybyśmy się doczekali hossy z prawdziwego zdarzenia, wszyscy by zapomnieli o problemach i rzucili się do inwestowania na polskiej giełdzie.
Jak podkreśla, dziś inwestowanie na polskiej giełdzie jest postrzegane jako sport dla hobbystów i koneserów, a sami inwestorzy są raczej negatywnie postrzegani w społeczeństwie.
– To się też zmienia, bo coraz więcej osób inwestuje pasywnie, inwestuje za granicą, ale nie ma mowy o żadnej masowości, takiej chociażby jak w Stanach Zjednoczonych – mówi wiceprezes SII. – Na szczęście dożyliśmy takich czasów, że inwestowanie na rynkach zachodnich stało się dużo bardziej dostępne dla inwestorów. Po pierwsze, poszerzyła się oferta biur maklerskich, po drugie, obserwujemy ogromny spadek kosztów inwestowania na rynkach zachodnich, po trzecie, dostęp do technologii. Dzisiaj każdy może kupić sobie ETF-a na giełdę amerykańską ze smartfona w ciągu kilku minut. To też bardzo nam pomaga.
Z „Ogólnopolskiego Badania Inwestorów 2023” przygotowanego przez SII wynika, że 45,6 proc. inwestorów w ciągu 12 miesięcy poprzedzających badanie dokonało inwestycji w ETF-y służące pasywnemu inwestowaniu. To o blisko 5 pkt proc. więcej niż rok wcześniej. Dziesięć lat temu inwestowało w nie tylko 5 proc. inwestorów indywidualnych. Większy odsetek badanych w ubiegłym roku inwestował w ETF-y notowane na rynkach zagranicznych (36,6 proc.) niż na GPW (21,6 proc.).