Warszawskie zoo dotkliwie odczuwa skutki inflacji. Dyrektor ogrodu przyznaje, że przez nią z niektórych inwestycji zmuszony był zrezygnować, a inne – przesunąć w czasie. Ze względu na rosnące koszty wyżywienia i utrzymania zoo musiało także oddać niektóre zwierzęta. Dużym problemem, poza finansami, są także braki kadrowe. W ubiegłym roku z pracy zrezygnowało 40 osób, a zarządcom ogrodu brakuje środków na kolejne podwyżki. Zoo liczy na większą liczbę odwiedzających i wsparcie ze stołecznego ratusza.
– Inflacja niekorzystnie wpływa na ogród zoologiczny, dotyka nas wszystkich i naszych zwierząt. Na przykład w ubiegłym roku zaprojektowaliśmy nowy, duży wybieg dla gepardów. Projekt został wyceniony na 240 tys. zł. Zrobiliśmy przetarg na wykonanie i najniższa oferta była za 540 tys. zł. Wtedy nie udało nam się więc tego zrobić, przełożyliśmy to na ten rok. Oczywiście przeprojektowaliśmy, wzięliśmy tańsze materiały i teraz mamy duszę na ramieniu, czy w tym roku 540 tys. zł będzie wystarczające – mówi agencji Newseria Biznes dr Andrzej Kruszewicz, dyrektor Miejskiego Ogrodu Zoologicznego im. Antoniny i Jana Żabińskich w Warszawie.
Jak podkreśla, w tej sytuacji trudno czynić dalekosiężne plany. Koszty materiałów budowlanych i robocizny są wyższe z wyceny na wycenę. Problemem jest także dostępność fachowców. To powoduje, że remont fontanny – zaplanowany na późną jesień ubiegłego roku – trwa już ponad osiem miesięcy zamiast dwóch. Mimo że potrzeby zoo są ogromne, to przez obecną sytuację niektóre plany i inwestycje trzeba było zamrozić.
– W tej chwili wyceniamy nowy pawilon dla małp, bo chcemy zbudować go od nowa, ale co szacunek, co wycena, to wyższa kwota. Tak naprawdę nie wiemy jeszcze, ile na to musimy przeznaczyć i o ile prosić miasto, bo w pewnym momencie wszystko może się okazać niewystarczające. Może będzie jakaś stabilizacja w tej inflacji, może będzie można to wszystko jakoś przewidzieć, ale na razie są z tym problemy – mówi dr Andrzej Kruszewicz.
Dużo więcej kosztuje również utrzymanie zwierząt i zapewnienie im odpowiedniej opieki.
– Podrożały wszystkie owoce, warzywa, siano, słoma i wszelkie inne produkty do żywienia zwierząt. Na ten cel wydajemy bardzo dużo, więc wzrost o kilkanaście procent jest dla nas bolesny – mówi dyrektor warszawskiego zoo.
Na domiar złego stołeczne zoo w tym roku odwiedza mniej osób niż w ubiegłym roku, w którym odnotowano wyjątkowo wysoką frekwencję – prawie miliona gości.
– Miejmy nadzieję, że w jakiś sposób nasz budżet się podreperuje, bo podnieśliśmy lekko cenę biletów po to, żeby zwiększyć przychody, i mamy nadzieję, że miasto też wesprze nas w funduszu płac o tę nadwyżkę, którą wypracujemy – mówi Andrzej Kruszewicz.
Dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego przyznaje, że w tej sytuacji trzeba mocniej zacisnąć pasa i szukać oszczędności. To wszystko zmusza jednak władze ośrodka do podjęcia bardziej radykalnych działań.
– Zrobiliśmy redukcję zwierząt, które nie były bezwzględnie potrzebne do hodowli albo też były na zapleczach, a nie były z gatunków rzadkich, ginących, więc oddaliśmy te zwierzęta do innych instytucji, także do prywatnych fundacji – mówi dyrektor.
Jak podkreśla, została przygotowana długa lista zwierząt, które zoo chce w najbliższym czasie przekazać do innych ośrodków. Może to dotyczyć m.in. słonia Leona, samca nosorożca czy całego stada jeleni sika. Głównym problemem w utrzymaniu zwierząt – obok rosnących kosztów – jest także brak rąk do pracy.
– Ludzie odchodzą od nas ze względu na płace, bo gdzie indziej mają wyższe pensje, a niestety nasze wyrównania związane z inflacją są niesatysfakcjonujące. W ubiegłym roku pracownicy dostali wyrównanie 8 proc., w tym roku 5 proc., ale nadal jest to niewystarczające, bo inflacja jest dwucyfrowa – mówi dr Andrzej Kruszewicz. – Staramy się jeszcze w jakiś sposób pozabudżetowo wspierać ich kartami sportu czy opieką medyczną, ale oni po prostu chcą więcej pieniędzy, bo widzą, co się dzieje na rynku, widzą, że ceny podskoczyły.
Warszawskie zoo poszukuje pracowników na różne stanowiska, nie jest jednak łatwo uzupełnić braki kadrowe.
– Redukuje się nam załoga, a mamy kłopoty z zatrudnieniem nowych osób. W ubiegłym roku odeszło około 40 osób, które były przeszkolone także na kursach międzynarodowych. Natomiast teraz tak szybko nie wyszkolimy nowych, bo w budżecie na ten rok na szkolenia i wyjazdy mamy zero – podkreśla dyrektor ogrodu zoologicznego. – Ogólnie to nie jest tak, że odchodzi osoba i szybciutko znajdzie się na jej miejsce nową. Taką osobę, która ma pracować np. przy słoniach, trzeba wyszkolić, wysłać na kursy. Te kursy są z językiem angielskim, więc też szukamy osób, które znają język. To jest ten problem, że przychodzą osoby, ale nieprzygotowane. Z kolei wśród sprzątaczek mamy takie przypadki, że po trzech tygodniach składają wypowiedzenie, bo za dużo pracy, a za mała płaca.