Od minimów z października polska waluta umocniła się do dolara, euro i franka o 4–5 proc. w ciągu zaledwie kilkunastu dni. Wiązało się to z poprawą nastrojów na globalnych rynkach, co skutkowało także ignorowaniem zagrożeń wewnątrz kraju, np. rosnącej liczby zakażeń i protestów społecznych. Jednak przestrzeń do dalszego umocnienia złotego nie jest już duża. Zdaniem Marcina Kiepasa, analityka walutowego Tickmill, największym zagrożeniem byłby twardy lockdown. Na razie jednak, zgodnie z deklaracjami rządu, jego widmo się odsunęło.
– Złoty ma za sobą bardzo dobry okres. Jego pierwsza dekada upłynęła pod znakiem wyraźnego, mocnego umocnienia do koszyka walut. Zwraca uwagę szczególnie para euro/złoty – euro jeszcze pod koniec października było najdroższe od 11 lat, tymczasem półtora tygodnia później taniało już o 18 gr – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Marcin Kiepas, analityk walutowy Tickmill. – To gwałtowne umocnienie złotego to przede wszystkim reakcja na to, co działo się na rynkach finansowych, a więc na wyraźną poprawę nastrojów na globalnych rynkach, połączoną ze wzrostem apetytu na ryzyko. Dodatkowym czynnikiem był silny wzrost notowań eurodolara.
Pierwsza połowa listopada to wzrost indeksów, zarówno szerokiego S&P500, jak i technologicznego Nasdaqa, który lepiej się zachowywał podczas lockdownu niż spółki tzw. starej ekonomii – banki, linie lotnicze etc. Rósł też krajowy WIG20. Mniej stabilne było zachowanie obligacji, gdzie rentowności najpierw wzrosły, co oznacza spadek cen, a potem podążyły w przeciwnym kierunku, ale dopiero w drugim tygodniu listopada. Trend ten był widoczny także na spadku cen złota oraz tzw. indeksu strachu S&P500 VIX. Eurodolar wspiął się na poziomy niewidziane od połowy września.
Pod koniec października euro kosztowało niemal 4,64 zł, za franka szwajcarskiego trzeba było zapłacić 4,34 zł, a za dolara ok. 3,97 zł. W ciągu 10 dni polska waluta umocniła się jednak o ok. 4 proc. do euro, 5 proc. do dolara i 4,4 proc. do franka.
– Inwestorzy i rynki finansowe ignorowały czynniki z punktu widzenia złotego niekorzystne, jak np. masowe protesty społeczne, majaczący gdzieś na horyzoncie konflikt między Polską a Unią Europejską w kwestii praworządności czy też systematycznie pogarszająca się sytuacja epidemiczna w kraju – wylicza Marcin Kiepas.
Jego zdaniem nie ma co liczyć na spadki głównych walut większe niż o 3 gr w przypadku euro i dolara oraz 5 gr w przypadku franka. Po osiągnięciu tych poziomów złoty może powrócić do spadków.
– Sytuacja na wykresie polskich par, ale też i otoczenie rynkowe sugerują, że jest jeszcze przestrzeń do umocnienia złotego, niemniej jednak jest już ona istotnie ograniczona. Wydaje się, że poziom 4,45 w przypadku euro, 4,10 dla szwajcarskiego franka i okolice 3,70 w przypadku dolara to są już poziomy docelowe dla spadków tych par walutowych, a jednocześnie potencjalne punkty zwrotne – ocenia analityk Tickmill.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w piątek 13 listopada, że liczba zakażonych koronawirusem wzrosła o przeszło 24 tys. osób przy 57,5 tys. wykonanych testów. W ciągu tamtej doby zmarło 419 pacjentów. Informacja z soboty to już ponad 25,5 tys. zakażeń. W poniedziałek liczba ta była o ponad 5 tys. osób niższa, ale przy zaledwie 35 tys. testów.
Choć na razie premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że nie ma potrzeby wprowadzania twardego lockdownu, sytuacja może się zmienić w ciągu kilku dni. Informację o 90-proc. skuteczności szczepionki stworzonej przez firmę Pfizer osłabia fakt, że wymaga ona przechowywania i transportu w temperaturze -70 stopni Celsjusza, co zwiększa jej koszt.
– Przeciwko dalszemu umocnieniu złotego przemawia przede wszystkim coraz gorsza sytuacja epidemiczna, co już wkrótce może oznaczać twardy lockdown, a to będzie miało negatywne przełożenie na koniunkturę i sytuację w polskiej gospodarce. Można sobie wyobrazić sytuację, że wiele ośrodków analitycznych zacznie obniżać prognozy gospodarcze w związku z drugą falą pandemii w Polsce, nie tylko na IV kwartał 2020, ale również na rok 2021. I to już powinno mieć odzwierciedlenie w osłabieniu złotego – mówi Marcin Kiepas
Na razie zarówno Komisja Europejska, jak i MFW zrewidowały w górę swoje prognozy – szacowany przez te instytucje spadek jest mniejszy, niż oceniały one w poprzednich miesiącach, jednak szacunki te nie uwzględniają sytuacji z ostatnich tygodni. W przyszłym roku obie instytucje przewidują kilkuprocentowy wzrost gospodarczy.
– Ponadto nie jest wykluczone, że Rada Polityki Pieniężnej, która na ostatnim posiedzeniu nie zmieniła swojej polityki monetarnej, a opublikowane prognozy były dość ostrożne, w związku z ewentualnym twardym lockdownem zdecyduje się na jednym z przyszłych posiedzeń, może na najbliższym, obniżyć stopy procentowe do zera. I to jest kolejny czynnik, który nie pozwala już w tej chwili oczekiwać na wyraźne umocnienie złotego – ocenia analityk walutowy Tickmill.
Na posiedzeniu 6 listopada RPP nie zmieniła stóp procentowych, z których jednak referencyjna pozostaje na rekordowo niskim poziomie 0,10 proc. przy inflacji w wysokości 3,1 proc. Według upublicznionej 10 listopada projekcji inflacji i PKB Narodowego Banku Polskiego w całym 2020 roku polska gospodarka ma się skurczyć o 3,5 proc., przy czym nakłady brutto na środki trwałe, czyli inwestycje, spadną o 8,2 proc., a spożycie gospodarstw domowych o 4,2 proc. W obecnej radzie przeważają postawy „gołębie”, czyli skłonne do obniżania stop procentowych, a nie tłamszenia inflacji przez ich podnoszenie, co wciąż nie wyklucza wprowadzenia ujemnych poziomów. Według obecnego harmonogramu kolejne posiedzenie RPP ma się odbyć na początku grudnia.